Aby zaoszczędzić na parkingach stawaliśmy przy drodze, trochę dalej od miasta, w związku z tym trochę się nałaziliśmy. Z górki, pod górkę, zrobiliśmy masę kilometrów, a nogi nam zdrętwiały (aż dzisiaj mamy jeszcze zakwasy). Na szczęście mogliśmy pomoczyć obolałe stopy w morzu i zjeść obiad na klifie, siadając na murku, mając pod sobą przepaść prosto do morza. Odwiedziliśmy wszystkie pięć miast, które oddalone od siebie były niezłymi serpentynami, a większość z nich, to były zakręty 180 stopni. Nazbieraliśmy trochę kamyczków, które przypominają zęby z kamienistej plaży. Spotkaliśmy modliszkę, która dzielnie nam pozowała i nie poruszyła się nawet przez chwilę.
Poniżej zamieszczę kilka zdjęć z tej wycieczki (więcej zdjęć jest na facebooku), może następnym razem dodam parę innych zdjęć (z innego aparatu), ale nie teraz, bo muszę się jeszcze pouczyć ;)
I absolutnie moje ulubione:
xoxo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz