Dzisiaj minął miesiąc od naszego przyjazdu tutaj, przejeżdżaliśmy autobusem przez miejsce, w którym miesiąc temu wysiedliśmy z walizkami z autokaru. Jak się czujemy tutaj po miesiącu? Na pewno wciąż jeszcze mamy pod górkę, ale jest już znacznie inaczej. Nie gubimy się w mieście, wiemy jak gdzie dojechać, wiemy gdzie robić zakupy i jak poprosić w supermarkecie o reklamówkę. Wypiliśmy dużo dobrego, włoskiego wina, najedliśmy się bułek i panini. Wciąż jednak mamy barierę językową, dlatego też uczymy się włoskiego codziennie (tutti i giorni). A za około 2 miesiące przylecimy samolotem do Polski (<3).
Wydawałoby się, że Erasmus to tylko zwiedzanie, poznawanie nowych ludzi i imprezowanie, ale to nie do końca prawda. Oczywiście to też ważny aspekt takiego wyjazdu, ale nie najważniejszy. Ważna jest też nauka, języka no i przedmiotów (które teoretycznie są podobne do naszych). Dlatego też nie miałam o czym wczoraj pisać, ponieważ tak naprawdę cały dzień się uczyliśmy. No i trochę trenowaliśmy:
We Florencji wciąż upalnie, choć pod koniec dnia z reguły trochę wieje, a czasami też zrywa się burza. Cisza przed burzą:
Tak na marginesie, odkąd tutaj jestem nie otrzymałam jeszcze mojej tutejszej legitymacji studenckiej (a Kuba tak). Upoważnia ona między innymi do wypożyczania książek, do korzystania z uniwersyteckiej sieci internetowej, do zapisów na egzaminy itd. Po kolejnym już mailu do biura Erasmusa uzyskałam w końcu odpowiedź z przyczyną takiej sytuacji. Otóż okazało się, że nie mogą mi póki co wydać legitymacji, ponieważ mają problem z moim miejscem urodzenia - czyli z miastem Żyrardów. Okazało się, że nie mają go w bazie :/ Mam nadzieję, że wyrobią się do egzaminów...
A to już ulica San Gallo po burzy:
A teraz wracam do tłumaczenia prezentacji o mionach z włoskiego na angielski. Ciao!
edit: Coś czuję, że moje pisanie po polsku staje się momentami nieco nielogiczne. Za dużo języków na raz!
xoxo